W poszukiwaniu skarbów

Cane sugar Chili & Tonka

Pamiętam tę niedzielę, jakieś trzy lata temu. W czerwcu, może w lipcu. Spotkałam się w parku z Estelle – panią kolegi mojego psa. Homer nie cierpi yorków i nigdy tego nie ukrywał, szczery chłopak z niego. W związku z powyższym nasz wspólny spacer nie trwał zbyt długo. „Wybierasz się na brocante? Dzisiaj w centrum miasta?” – zapytała znajoma. Psy zaczęły coraz groźniej szczerzyć kły. Mój Homerek , gdyby tylko chciał, jednym ząbkiem mógłby przegryźć szyjną tętniczkę Cezara. Kiedy psom już całkiem na sztorc stanęła sierść na całej długości kręgosłupa, sytuacja zaczęła być groźna, więc się grzecznie pożegnałam.

Żebym ja chociaż wiedziała co u licha jest to całe brocante, pomyślałam. Pogoda była piękna, dochodziła godzina dziewiąta rano. Postanowiłam, że może jednak pójdę do miasta, wybadam, zobaczę, może trafię. A trafić nie było zbyt trudno, bo w tym samym kierunku zmierzała spora grupka osób. Po kilku minutach, na miejscu przestronnego parkingu i wzdłuż kanału, moim oczom ukazał się ogromny targ staroci :-)

Ale czego tam nie było! Stare księgi w skórzanych oprawach, piękna zastawa stołowa, szezlong à la Ludwik XVI, srebrne sztućce, stuletnie aparaty fotograficzne, szabelki, wiekowe rowery i cała masa przeróżnych mniejszych i większych klamotów. Kiedy przeszłam wzdłuż, przez cały targ, na jednym z ostatnich stanowisk ujrzałam porcelanową paterę  przecudnej urody. A, co mi tam! i z ciekawości spytałam o cenę.

2 euro – usłyszałam.
Przepraszam, ile? – zapytałam z niedowierzaniem, bo deux euro2 brzmi podobnie jak douze euro, czyli 12.

– 1 euro?

To ja poproszę :-)

I tak oto, zdziwiona, stałam się właścicielką pierwszego rupiecia. Momentalnie dostałam jakiejś takiej werwy! Żrenice powiększone, z uśmiechem na ustach i ze zdwojoną energią obróciłam się na pięcie, aby ruszyć w przeciwną stronę. Z powrotem po te wszystkie cudeńka, które rzuciły mi się w oczy, a które posądzałam o zbyt wysoką cenę. Większość z nich już zniknęła w przepastnych torbach innych zwiedzających, ale pamiętam, że kupiłam wtedy kilka całkiem  ładnych rzeczy, wydając jakieć 5 – 7 euro.

I tak właśnie rozpoczęło się moje małe sekretne hobby. Podobno kobiety mają manię zbieractwa, a faceci lubią polować na zwierzynę. Ja mogłabym się godzinami włóczyć, szperać, przeszukiwać bez końca te wszystkie szpargały, nierzadko znajdując przyjemność w samym tylko oglądaniu. Mąż mój, który na początku był bardzo sceptycznie nastawiony do tego typu zakupów, zmienił zdanie, gdy upolował stary polski banknot i srebrną zapalniczkę.

To właśnie na targach staroci znajduję te wszystkie propsy, które całkiem fotogenicznie prezentują się na moich kulinarnych zdjęciach. Dzisiaj już wiem, że lepiej wybierać brocante, czy  puces – tam można znaleźć najfajniejsze skarby. Często sprzedawcy zajmują się tym fachem profesjonalnie, skupując po całej Francji najróżniejsze starocie, nierzadko równie profesjonalnie je wyceniając. Z kolei na tzw. vide – greniers wystawcami są najczęściej zwykli ludzie, którzy chcą się pozbyć z domu niepotrzebnych klamotów. Na vide – greniers najwięcej jest starych ciuchów, zabawek, najróżniejszych sprzętów elektronicznych, ale można też trafić jakieś perełki za naprawdę niską cenę.

Targ b&w

Francuzi uwielbiają targi staroci! Organizują je przez cały rok, choć oczywiście w sezonie wiosenno – letnim jest ich o wiele więcej. Na przykład na stronie brocabrac można dowiedzieć się o wszystkich tego typu imprezach na terenie całej Francji. Wystarczy tylko kliknąć na region, który nas interesuje, wybrać czas i miejsce. W zależności od wielkości targu i liczby wystawców, otrzymuje on od 1 do 5 „czerwonych kropek”.  Z reguły na taki targ wchodzimy za darmo. To wystawcy płacą np. 2 euro za metr bieżacy stoiska. Jedynie na niektórych imprezach, na przykład organizowanych przez szkoły, płaci się 1 – 2 euro za wstęp ( pieniądze trafiają do budżetu placówki, np. na zorganizowanie wycieczki dla dzieci ). Warto wybrać się na zakupy rano – wtedy jest więcej towaru, lepszy wybór.

Oprócz tego, istnieje również tzw. vide – maison, czyli wyprzedaż w jakimś konkretnym, prywatnym  domu. Wtedy wszystkie kląkry wystawiane są na zewnątrz, np. do ogrodu, a zwiedzający mogą swobodnie oglądać, przebierać, kupować wszystko to, co kumuś już się znudziło, a innemu może się jeszcze przydać. Chyba ostatnia już forma tego typu imprez, to połączenie targów staroci z targami gastronomicznymi, wystawami lokalnych twórców, rzemieślników i innych pasjonatów. Tam można kupić dzieła sztuki przecudnej urody, ręcznie robioną biżuterię, czy – najlepsze – domowe przetwory. I jeszcze Antiquités – czasem można je znaleźć przy okazji brocante, choć najczęściej prawdziwe antyki sprzedawane są w pięknie urządzonych sklepach. I już naprawdę na koniec – collections, czyli wszelkie znaczki, figurki, kapsle i wszystko, co tylko można z zapałem kolekcjonować ( Francuzi to lubią ).

Zawsze na takich targach panuje wesoła atmosfera. W bufecie można się napić, czy spróbować lokalnych specjałów. Sprzedawcy rozgrzewają się gorącą kawą, lub czymś odrobinę mocniejszym. Często już z samego rana dopisuje im humor i wykrzykują śmieszne teksty, zachęcając w ten sposób oglądaczy do zakupu swojego towaru. Nie raz słyszałam odgłos odkorkowanej butelki i komentarz przechodnia „och, jaki piękny dźwięk!„.

Bardzo lubię oglądać i polować na ciekawe przedmioty „z duszą”. We Francji sporo jest naprawdę starych, ładnych rzeczy. Docenia się ich urok i wartość. Innym razem śmieszy mnie widok tych najróżniejszych, przedziwnych, bywa, że strasznie kiczowatych ! Zastanawiam się czasem, jaki gust miał ten, kto wymyślił dane arcydzieło i po jaką chol… tzn. po co?! Albo co kieruje ludźmi, którzy to kupują? Raz widziałam faceta z ogromnym, zakurzonym, pluszowym bocianem i nie mam pojęcia co zamierzał z tym fantem zrobić?

8 myśli na temat “W poszukiwaniu skarbów”

    1. Też bym żałowała, gdyby ktoś mnie pozbawił możliwości odwiedzania takich targów :-) Szkoda, że w Polsce nie funkcjonuje to tak, jak we Francji. To naprawdę miły sposób spędzania czasu i też całkiem ekologiczne przedsięwzięcie :-)

      Polubienie

  1. w Warszawie jest targ na Kole. Kilka razy tam poszłam, ale albo jakoś pechowo trafiłam, albo tutaj ludzie do tego inaczej podchodzą, bo ceny, które słyszałam za różne przedmioty były zdecydowanie za wysokie:/ a nie pytałam wcale o wartościowe antyki.

    Polubienie

    1. We Francji też niektórzy sie wysoko cenią, ale naprawdę można znaleźć sporo tanich i ciekawych rzeczy. Zależy też czego się szuka. Poza tym, trzeba się trochę potargować :-)

      Polubienie

  2. Uwielbiam targi staroci. Niemcy tez je lubia dlatego tak czesto je organizuja. W moim miasteczku odbywaja sie co miesiac. Pelno ich tez w okolicy. Wlasnie w miniona niedziele upolowalam kilka skarbow :) Najmilej wspominam jednak targ staroci w Holandii…przepiekne meble i tyle cudownosci, ktore od razu chcialoby sie miec :)

    Polubienie

  3. Moja pasja, zdobywanie takich niechcianych już przedmiotów :) Jeśli coś mi wpadnie w oko, zgarniam do domu dając im następne życie.

    pozdrawiam i dziękuję za ten post :)

    Polubienie

Komentarze

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.